Prawo kobiety do bycia artystką // "JAREMIANKA. BIOGRAFIA" Agnieszka Dauksza
Historia tej zapomnianej, bezkompromisowej polskiej artystki wciągnęła mnie już od pierwszych stron. I choć po krótce autorka książki ujęła wszystko we wstępie- chciałam wiedzieć więcej, znać szczegóły, a przede wszystkim zrozumieć. Pojąć, jak ciężko było tworzyć sztukę w czasach tak nieprzychylnych wolnomyślicielskim artystom, jak silna była potrzeba tworzenia skoro Maria Jarema praktycznie oddała na wychowanie swego syna siostrze bliźniaczce i jak silną miała osobowość, by nie ulec społecznej presji i postawić znak równości między pracą swoją a jej męża- pisarza Kornela Filipowicza.
Im głębiej szłam w literacki las, tym większy odczuwałam szacunek do bohaterki, która zamiast gęsto ze wszystkiego się tłumaczyć- robiła swoje. Agnieszka Dauksza dołożyła wszelkich starań, abym jako czytelniczka mogła spojrzeć na Jaremiankę z szerszej perspektywy. Poznałam więc klimaty rodzinne Marii, zagłębiłam się w więź z bliźniaczą siostrą, imprezowałam z kolegami i koleżankami z artystycznego krakowskiego kręgu. Śledziłam też zmiany w stylu ubierania się Jaremy, poznawałam charaktery kochanków... Kończąc książkę płakałam. Udało mi się zrozumieć. Kiedy w rok po przeczytaniu książki odkryłam na ścianie toruńskiego muzeum jedno z dzieł Jaremy, przeżywałam wewnętrzną radość z faktu, że nie jest to dla mnie anonimowa artystka, tylko... Jaremianka.Zdarzyło Ci się łapać na myśleniu o artystach jak o świętych, wzorach cnót wszelakich? Witaj w gronie. Długo "leczyłam się" z renesansowego poglądu jakoby artyści byli bogami. Zachwyt czyimś geniuszem (bo przecież nie efektem niezwykłej konsekwencji i pracowitości!) szedł u mnie w parze z przekonaniem, że twórca musiał być idealny w każdej innej dziedzinie. Wizję tę podtrzymywały szkolne podręczniki, książki i artykuły pisane w tonie bałwochwalczym. Minęło trochę czasu zanim zrozumiałam, że artysta to... człowiek i w związku z tym ma prawo mieć swoje za uszami. Szczęśliwie od jakiegoś czasu obserwuję tendencję do sprowadzania żywotów geniuszy na ziemię. Moim osobistym faworytem jest podcast DAWNO TEMU W SZTUCE Agnieszki Kijas.
Victor Bockris, biograf Andego Warhola, zamiast budować mit cudownego chłopca, już na starcie swej opowieści prezentuje "pana focha". Warhol urażony bo nie poświęca się mu uwagi. Andy naburmuszony bo ktoś nie zabawił go należycie. Skąd ten klimat detronizowania bóstwa? Bockris dość szybko odkrywa karty wyznając, że będąc w grupie wybrańców artysty zaliczył jakąś towarzyską wtopę. Na tyle podpadł Warholowi, że wyleciał z łask i ostatecznie z grona jego przyjaciół. Rana ewidentnie nie zabliźniła się więc nawet po śmierci popartysty. Osobista uraza nie była powodem dla Bockrisa, aby odmówić propozycji napisania o nim książki. Mam wręcz wrażenie, że stanowiła trzon "natchnienia" przy pisaniu książki.
Przyznam jednak, cała ta gorycz, jaka momentami wyciekała spod pióra pisarza, ostatecznie wyszła jego dziełu na dobre. Ta publikacja to nie laurka. Nie ma tu ukrywania ciemnych stron osobowości Andego. Przy tym wszystkim biograf nie szczędzi swojej gwieździe pochwał tam, gdzie mu się należą, nie odmawia talentu, pracowitości, a także zmysłu biznesowego.
Komentarze