Jeden z plusów nadrabiania zaległych wpisów na bloga jest taki, że można ponownie przeżyć, trochę może już zapomnianą przygodę, albo poczuć choć odrobinę tamtej dawnej ekscytacji. O wizycie w Polinie marzyłam od momentu, kiedy dowiedziałam się, że jest na takie muzeum plan.
Czekałam długo, ale może to i lepiej. Może właśnie dzięki temu zwiedziłam muzeum w wymarzonym towarzystwie- z przyjaciółką, która w Warszawie mieszka od lat i kocha życie w stolicy. I choć osobiście nie przepadam za wielkimi miastami- jej entuzjazm trochę mi się udzielił. Ale od początku...
Muzeum znajduje się w Muranowie, historycznej części miasta, dawnej dzielnicy Żydów, getcie.
* I tu mały wtręt. Polecam Ci podcast "Tu Muranów". dzięki niemu zanurzysz się we wspomnieniach (czasem pięknych, czasem bolesnych, często równocześnie wywołujących "szkliwienie" oczu i u-śmiech) z czasów dzieciństwa i młodości dawnych i obecnych mieszkańców tej części Warszawy. Opowieści o tętniących życiem żydowskich ulicach, czasach wojny i getcie oraz nowym osiedlu budowanym na zgliszczach wysłuchał dziennikarz radiowy Bartosz Panek. W pamięć zapadła szczególnie jego rozmowa z Marianem Marzyńskim, reżyserem filmów dokumentalnych, który wspominał swoje dzieciństwo w getcie.
Wracamy do muzeum! Budynek robi wrażenie od pierwszego wejrzenia. Nie dziwi fakt, że w 2008 roku wyróżniony został prestiżową International Architecture Award przyznawaną przez Chicago Athenaeum. Chociażby dla samych architektonicznych wrażeń warto rozejrzeć się dookoła. A potem wejść do środka dość nietypowymi drzwiami przypominającymi wyłom w skalnej ścianie.
Ze względu na bogactwo eksponatów polecam zafundować sobie audioprzewodnika. Myślę, że dzięki temu nie pogubiłam się do reszty. No właśnie. W muzeum zdecydowanie dużo się dzieje i to w sposób imponujący. Kręte uliczki wiodące nas przez stulecia historii Żydów polskich- od uznania i przywilejów po katastrofalny koniec, oświetlana makieta, interaktywne tablice, zrekonstruowana synagoga...
Wszystko to robi niesamowite wrażenie, ale po pewnym czasie może co wrażliwsze osoby przytłoczyć. Z perspektywy czasu myślę, że warto dawkować sobie wiedzę oraz wrażenia, spauzować i udać się do kawiarni, która pojawia się na trasie. Ja i moja towarzyszka nie skorzystałyśmy z oferty i w rezultacie pod koniec leciałyśmy już na tzw. oparach. Część poświęcona II wojnie światowej i pogromowi Żydów obudziła nas ponownie wywołując niezwykle silne emocje. W późniejszej, "pozwiedzaniowej" refleksji poświęciłyśmy jej sporą część rozmowy i sporą dawkę milczenia bo nie udało się nam wypowiedzieć wszystkich emocji.
Przegadałyśmy też kwestię wstępu. Nie tyle pięknego, umownego lasu, w którym według legend odpoczywający wędrowcy usłyszeli ptaki śpiewające do nich polin polin - czyli: tu odpoczniesz. Tej części wystawy absolutnie się nie oberwało. Zabieg jest świetny. Wycisza, przykuwa uwagę, przygotowuje do wyprawy. To kolejny etap zwiedzania wywołał dyskusję. Po leśnej harmonii poczułyśmy się, jak wrzucone na głęboką wodę. O tyle o ile orientuję się w historii i kulturze żydowskiej, coś jeszcze pamiętam z czasów liceum i studiów. Ale przyznam, że zabrakło mi właśnie takiego ogólnego wprowadzenia. Możliwe też, że takie wprowadzenie istnieje, a ja najzwyczajniej w świecie je przeoczyłam. Jak już pisałam- Polin to nie jest nudne muzeum, w którym nic się nie dzieje. Dzieje się i to na tyle dużo, że warto na zwiedzanie, a potem przegadanie wrażeń poświęcić tych kilka godzin (a najlepiej pół dnia).
Tymczasem odhaczam kolejne zrealizowane marzenie na liście i pędzę nadrabiać dalsze blogowe zaległości.
Twoja Helen
#fajnerzeczy #polin #muzeumpolin #polskiemuzea #weekendwstolicy #zydziwpolsce #muzeumzydowpolskich #kulturalnaagentka #zwiedzaniepolski #tumuranow #podcasttumuranow
Komentarze