FAJNE RZECZY: Nuda popłaca! Dlaczego warto zresetować czasem głowę?



Sobota. Deszcz za oknem. Leżę na kanapie i patrzę w mój drewniany sufit. Z sęków i słojów powoli wynurzają się fantastyczne postaci o niezwykłych mordach. Nic tylko tylko chwytać w ręce kartkę i kredki i rysować to wszystko. Daję sobie jednak po łapach. Niech się zapełnia studnia wyobraźni. Ja odpoczywam. Dlaczego warto czasem się ponudzić? O tym słów kilka dzisiaj. Ku pokrzepieniu serc tych, którzy z końcem roku szkolnego być może jadą już na tzw. oparach... i tych, dla których lato to czas wytężonej pracowitości. 

Pochodzę z rodziny pracoholików. Moi ukochani, emerytowani rodzice wciąż wymyślają sobie jakieś projekty. Dodatkowa praca, praca w ogrodzie, remont... Chyba nie są w stanie wyobrazić sobie, że mieliby... być na emeryturze. IM jednak są starci, tym częściej odczuwają potrzebę odpoczynku w wersji minimum. 

Długo jechaliśmy na tym samym wózku: pracy od rana do wieczora, a w wolne weekendy jakiś remoncik, udział w szkoleniu, warsztaty do poprowadzenia. Wydawało mi się, że jeśli nie robię nic pożytecznego to... grzeszę! 

Szczęśliwie opamiętałam się co nieco. Nie na tyle co prawda, żeby nudzić się stale, ale... dostatecznie (drodzy znajomi- domyślam się, że kręcicie teraz głowami zaprzeczając moim słowom, ale przypomnijcie sobie, jak kiedyś pracowałam na dwa etaty... i jak? widzicie poprawę???). 

Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że nie zawsze możemy pracować o tak tylko trochę, nie za wiele. No i- poza zawodowym- mamy jeszcze to drugie życie, które też domaga się uwagi. Gdzie w tym całym pędzie znaleźć czas tylko dla siebie? Np. w wannie. 

Bywa, że pracuję miesiąc/półtorej w systemie "wolne jeden dzień". Kocham to, co robię i pewnie dlatego wytwarzam jakąś dodatkową porcję energii przeznaczoną właśnie na ten cel. Przestałam się jednak czarować, że jestem robotem. Jeśli nie mam szans na weekendowy odpoczynek- staram się wygospodarować choć chwilkę w ciągu dnia dla siebie. 


1# WYPROWADZAM SIEBIE NA SPACER

Czasem jest to spacer do lub z pracy, ale jeśli z jednej pracy jadę do drugiej i wracam do domu po 20.00, to godzina spaceru jest już u mnie nie do zrobienia. Kiedy więc wieczorem mam fajrant- po prostu wychodzę z domu na 10 minut. Nie zabieram ze sobą telefonu. Siu, przed siebie. Ewentualnie czasem z głową ku niebu, w poszukiwaniu gwiazd. Niesamowite, że w ciągu tych kilku minut wiele rzeczy w mojej głowie potrafi się ułożyć, serce się uspokaja, a usta znów wywijają się do góry w uśmiech. 


2# OGLĄDAM ŁZAWE/GŁUPIUTKIE FILMY

Moja praca wyzwala we mnie często mnóstwo emocji. Z reguły te pozytywne. Ale nawet jeśli moje zmysły zalewa tylko i wyłącznie endorfinowy potok, to w pewnym momencie jest tego za duuużo. Żeby nie kisić nic w sobie, raz na jakiś czas, po intensywnym dniu pracy, karmię się komedią romantyczną. Cel: wypłakać się ile sił. A jeśli mam za sobą ciąg ciężkich dni- odpalam film z Willem Ferrellem- amerykańskim szalonym aktorem, którego filmy są dość "specyficzne". Jeśli nie jesteś w stanie "strawić" jego dzieł- po prostu pomyśl o filmie, który sprawia, że nie możesz pohamować się od śmiechu. Wysoki poziom intelektualny jest tu zbędny. Film ma wywoływać u Ciebie głupawkę. Podsumowując: wybierz, czy chcesz płakać ze wzruszenia, czy ze śmiechu i odpalaj odpowiedni film. 


3# CZYTAM W WANNIE

Masz dla siebie tylko kwadrans w ciągu dnia? Zazwyczaj wieczorem? Niech to będzie 15 królewskich minut. Zrób sobie kąpiel z pianką, do tego aromatyczną herbatkę i zabierz do wanny tę gazetę kupioną na jesieni, pół roku temu. Przeczytaj na spokojnie jeden artykuł. Wnętrze rozgrzej ciepłym napojem. Kiedy jestem tak skonana, że wiem, że ciężko będzie mi usnąć- dodaję do kąpieli kilka kropel olejku lawendowego. Potem już tylko piżamka i... coś na sen.

 

4#MEDYTUJĘ NA DOBRY SEN

Wyznaję: jestem mistrzem w zasypianiu podczas medytacji. Odpalam nagranie, rozpoczynam skan ciała relaksując stopy, kostki, kolana... i zasypiam nie docierając nawet do ud. Osobiście uważam, że... nie szkodzi. Misja i tak (poniekąd?) została wykonana. Moim celem było w końcu odprężyć się. Polecam też medytację w ciągu dnia, nawet jeśli ma to być 10 minut. W tym przypadku odradzam pozycję leżącą- jest zbyt ryzykowna. 


5#W DNI WOLNE DAJĘ SOBIE PO ŁAPACH

Jeśli zdarza mi się pracować 6 dni w  tygodniu i mieć wolny tylko jeden dzień- staram się ograniczyć domowe zadania do minimum. Nie chlastam się za to, że kurzowe kotki drugi tydzień hasają na wolności, zamiast mieszkać w odkurzaczu. Robię krótką listę tego, co konieczne do zrobienia i realizuję plan minimum. Pomiędzy rozpieszczam się. Maseczka na twarz, odcinek "Przystanku Alaska", kawa z mlekiem i przyprawami. Odpoczynek na kanapie pod miękkim kocykiem, 30 minut drzemki. Nawet jeśli mam siły na przerobienie jakiegoś e-booka- daję sobie po łapach. 

Może też masz już za sobą odkrycie, że kreatywność to nie studnia bez dna? Po prostu trzeba czasem zatrzymać się po całości, nie robić nic. Obejrzeć głupoty w tv, popatrzeć się w ten drewniany sufit. 

Po co? Po to, żeby zaobserwować po jakimś czasie, że w zrelaksowanej głowie znów zaczyna iskrzyć. I to na wyższym poziomie, niż w czasie pracowego "ciągu"!!!  Studnia kreatywności ponownie zapełnia się pomysłami (za niektóre będę dozgonnie wdzięczna tylko i wyłącznie Willowi Ferrellowi), a ciało zaczyna odczuwać lekką ekscytację na myśl o tym, co wydarzy się w nowym tygodniu pracy. No w końcu przecież o to tu chodzi- o radość z tej naszej codzienności. Jak inaczej zarazić innych pozytywną energią? Zdecydowanie trzeba czuć to dobre flow po pierwsze w sobie. Bez chwilowej nudy ciężej byłoby wykrzesać z siebie tę magię. 


Udanego leniuchowania i... na zdrowie

Twoja Helen


#wposzukiwaniustraconegoczasu #jaknierobicnic #pococzlowiekowinuda #samoregulacja #zdrowyegoizm #kulturalnaagentka

Komentarze

katjucha pisze…
Jaki fajny lekki helenowaty język i styl! Dołączam do grona czytelników ��
Helen Wu pisze…
Dziękuję <3 Ale fajnie :) Te słowa są jak ocieplacz
Anonimowy pisze…
odpoczywaj Mistrzu czasem :) tęsknię!